Hej, słoneczka! Rozdział by Wilczy publikuję ja, bo Wilczy ma problemy techniczne, centrum dowodzenia wszechświatem zaniemogło.
Zdała sobie sprawę, że ciągle wgapia się w Marco i speszona odwróciła wzrok. Dostrzegła jednak przed tym jego wyrozumiały uśmiech i pytające spojrzenie.
Zdała sobie sprawę, że ciągle wgapia się w Marco i speszona odwróciła wzrok. Dostrzegła jednak przed tym jego wyrozumiały uśmiech i pytające spojrzenie.
–
Przepraszam, mówiłeś coś? – zapytała tonem uczestnika telewizyjnego
teleturnieju.
– Pytałem, czy wrócimy do środka,
skoro przestałaś palić. – Marco wskazał na zgaszonego papierosa, którego Tris
ciągle trzymała między palcami i którego natychmiast rzuciła na ziemię z
krótkim, zdziwionym „Och”, gdy tylko Marco zwrócił jej na ten fakt uwagę. –
Trochę wieje, przeziębisz się. – Niebieskie spojrzenie mężczyzny zawiesiło się
na gołych nogach dziewczyny. – Nie za zimno już na takie…? – nie dokończył,
przygryzając wargi. Pionowa zmarszczka przecięła czoło mężczyzny, którego
właśnie coś zastanowiło. – To jeszcze szorty czy już majtki?
– Ccc… – Tris spojrzała na niego,
oceniając, czy on tak na serio. Poważna mina Adriano ostatecznie rozwiała jej
wątpliwości.
Wyszli zza
klinki, śmiejąc się w głos.
– Marco! – Powitał ich pełen nagany
głos. – Co ty tu robisz?
Tris i Marco, wciąż rozbawieni,
spojrzeli na dziewczynę o ciemnej karnacji i krótkich brązowych włosach, która
szybkim krokiem zbliżała się do kliniki.
– Connie – Marco powitał ją krótkim
skinieniem głową, promienny uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Jestem tu w
sprawie mojej znajomej, która…
Kobieta wpadła mu w ramiona, całując
w policzek
– Proszę, proszę… – mruknęła pod
nosem Tris. – Jaki uroczy obrazek – dodała, krzywiąc się.
– To ta znajoma? – zapytała,
zerkając na Tris, gdy już oderwała się od Adriano.
– Nie do końca, ale…
– To ile ty masz tych znajomych, hm?
– Wzięła się pod boki, mierząc go niezadowolonym spojrzeniem. – I czemu to same
kobiety? – zaśmiała się, jakby próba zamienienia tego objawu zazdrości w żart
się powiodła. – Jestem Constance, a ty? – Przedstawiła się, nie czekając, aż
zrobi to Marco. Wyciągała do Zaćmionej rękę, uśmiechając się i lekko nachylając
w jej stronę. Pachniała prochem strzelniczym.
– Sklep z bronią – wypaliła Tris i
tamta spojrzała na nią zaskoczona. – To
znaczy Tris, mam na imię. Przepraszam… – Szkarłatna uścisnęła dłoń kobiety.
– Dobry strzał – padło w odpowiedzi.
Connie wyszczerzyła ząbki, ale jej uśmiech w dalszym ciągu nie sięgał oczu.
– Zaraz, to ty jesteś nową asystentką doktora Theo?
– Dokładnie – przytaknęła Tris. –
Jestem też…
Przerwały jej drzwi, które niemal
wyleciały z zawiasów.
– Co
to kurwa ma być?!– Z wnętrza wydostał się pełen najwyższego oburzenia
krzyk, a zaraz za nim w drzwiach pojawiła się Ivrel, wyprowadzana z klinki
przez dwójkę najemników. Każdy z nich trzymał ją pod jedno ramię. – Wypędzać
krwawiącą kobietę z kliniki?! Dla Zmroków?!
I need a dose man, fuck the vixen.
Tris zrobiła wielkie oczy,
przyglądając się, jak Benriya wyrzucają za drzwi Zaćmioną.
– Co się dzieje? – zapytała, patrząc
na nich. Worick wyglądał, jakby dobrze się bawił, za to Nicolas miał bardzo
nietęgą minę.
– Znowu rozrabia – wyjaśnił jej
Worick. – Wygląda na to, że nie chce dla nikogo pracować.
– Nic chcę! – potwierdziła Iv i
niewiele więcej myśląc, złapała za jeden z trzech kubłów, opatrzony napisem
„papier” i cisnęła nim prosto w Theo, która właśnie pojawił się w drzwiach
swojej kliniki. – I nie będę!
Theo w ostatniej chwili schylił się,
dzięki czemu kosz na śmieci zatrzymał się na framudze drzwi, a nie jego twarzy.
– Co, do chuja…! – Doktor ledwo
zdążył się wyprostować, a Iv trzymała już w górze kolejny pojemnik. Tym razem
wybrała niebieski. Wzięła zamach, unosząc go jeszcze wyżej, a gdy pokrywa się
obsunęła, na jej głowę zaczęły spadać puste butelki po piwie. Wściekła, rzuciła
kubłem przed siebie.
– Jakim skurwysynem trzeba być, żeby
wrzucać szkło do plastiku?!
Momma,
what'd you feed the children?
Pills and milk ain't nothin' to mix in
Pills and milk ain't nothin' to mix in
– Zrobicie coś, czy sprzedać wam
bilety na ten spektakl?! – wydarł się Theo, zapalając papierosa, a najemnicy
zareagowali i znów złapali Wolf pod ramiona.
– To
jest skandal! – Iv nie ustępowała w manifestowaniu swojego powszechnego
oburzenia sytuacją, w jakiej się znalazła. – Sprzedali mnie mafii! – Kopnęła w kamyk, który znalazł się pod jej
nogami. Kamyk poszybował prosto w okno kliniki, wybijając w nim dziurę.
– Rachunek za zniszczone mienie
wyślę do pana, Monroe – rzucił Theo za Danielem, który chyłkiem opuszczał
klinikę, jakby liczył na to, że nikt w tym rozgardiaszu nie zauważy jego
zniknięcia.
– Tak myślałem – odpowiedział, nie
zatrzymując się. – No nic, odejmę jej od pierwszej pensji. – Pomachał im ręką,
oglądając się za siebie.
– Będziesz wnosił oskarżenie,
doktorze? – Komisarz stanął w drzwiach, wepchnąwszy dłonie do kieszeni
garniturowych spodni i wodził czujnym spojrzeniem po twarzach potencjalnie
podejrzanych.
– Nie teraz – mruknął doktor,
zaciągając się szybko kilka razy i wypuszczając dym nosem.
– Myślałam, że niewolnictwo już
zniesiono! – Ivrel majdała wściekle nogami w powietrzu, jako że Benriya
podnieśli ją nad ziemię, by nie wyrządziła więcej szkód. – A ty co się gapisz?! – ryknęła, widząc,
że Tris się z niej podśmiechuje.
– Wyglądasz przekomicznie! –
wyrzuciła z siebie Szkarłatna, całkiem szczerze i otwarcie śmiała się wkurzonej
Zaćmionej prosto w twarz.
– Ty głupia blacharo – wysyczała
Wolf – zmuszają mnie do pracy, której nie chcę, jak tysiące innych Zmroków w
tym zasranym kraju, a ty przyglądasz się temu jako jedna z nas i się z tego
śmiejesz?!
Szkarłatna przestała się śmiać. Jej
oblicze się nachmurzyło.
– Nie pogrążaj się – wycedziła,
mrużąc oczy. – Nic nie wiesz o Danielu, a pyskujesz jak gówniarz…
Ivrel prychnęła lekceważąco, ale nic
na to nie odpowiedziała. Rozejrzała się na boki, zakłopotana. Jej wzrok
zatrzymał się na Marco, a potem przesunął na Connie. I znów wrócił do Marco.
Prychnęła jeszcze głośniej.
– Marco… – Pokręciła z politowaniem
głową. – Weź mnie nie osłabiaj…
– Co? Co ona od ciebie chce? –
Constance patrzyła to na Marco, to na Iv. W końcu przyjrzała się Ivrel dłużej.
– Zaraz… Ja cię znam! Ty jesteś… – zerknęła szybko na Marco, a ten potwierdził
krótkim skinieniem głowy. – Co ty tu robisz?
– Chyba kpisz, że będę ci się z
czegoś tłumaczyć, paniusiu – parsknęła Wolf i spojrzała Marco prosto w oczy. –
Nie wierzę, że dalej to ciągniesz.
– O co chodzi tej furiatce?! –
denerwowała się Constance, wskazując na Iv, ale zwracając się do swojego
chłopaka.
– O to, że nie widzisz, co go przy
tobie trzyma – odpowiedziała jej Ivrel.
W niebieskich, zwykle rozmarzonych
oczach Adriano pojawił się cień paniki. Próbował dać Ivrel subtelne znaki, żeby
się zamknęła, ale ona albo ich nie widziała, albo nic sobie z nich nie robiła.
Oh! No!
No, I can't hide it
No, I can't hide it
– Ten idiota nie ma sumienia odejść
– kontynuowała, uśmiechając się cynicznie – bo przecież zabił ci rodziców, więc
jak mógłby na dodatek, nasz dobry, troskliwy Marco, złamać ci to biedne
serduszko.
Connie patrzyła na Ivrel z
przerażeniem. Powoli zwróciła oczy na Adriano. A on zaczął zaprzeczać sekundę
za późno. Wyrwała rękę z jego dłoni i odbiegła. Nie zatrzymała się, chociaż
Marco ją wołał.
– Jak mogłaś, Iv… – Marco spojrzał
na Zaćmioną z wyrzutem. – Dlaczego zawsze musisz być taką jędzą?!
Wolf uśmiechała się paskudnie.
– Tylko cię wyręczyłam.
– Jesteś odrażająca. Jesteś...
– Daj spokój! – podniosła głos,
przerywając wzburzonemu mężczyźnie. – Sam mi mówiłeś! O wyrzutach sumienia,
jakie cię dręczą. Ta kobieta przypominałaby ci o nich do końca życia.
– Nie miałaś prawa. – Marco patrzył
na Ivrel z odrazą. – Nigdy ci nie wybaczę.
– Kiedyś mi podziękujesz –
zapowiedziała Wolf, udając, że słowa Marco jej nie dotknęły. – To nie była
miłość, tylko poczucie winy.
– A co ty możesz o tym
wiedzieć? – odparował Adriano.
– No właśnie, co ja, głupi Zmrok,
mogę wiedzieć o tak podniosłych uczuciach, nie? – Ivrel podniosła na niego
hardy, jasny wzrok. Adriano zacisnął usta, nie zamierzał zaprzeczyć. – A
powiedz mi, Marco, skoro tak ją niby kochasz, czemu jeszcze za nią nie
pobiegłeś, co?
Another refill ain't gonna fix 'em
– Skończyłaś? – zapytał Worick,
kiedy skonsternowany Marco ruszył wreszcie za swoją dziewczyną.
– Tak. – Skinęła głową, zerkając na
najemników. – Już od długiego czasu jestem spokojna, nie widać? Możecie mnie
wreszcie puścić?
– No nie wiem. Nie zaczniesz znowu
szaleć? – Worick patrzył na nią nieufnie.
– Nie, obiecuję.
– Wcześniej też tak mówiłaś.
– Wcześniej mi odbiło, teraz się
tylko wkurzyłam – wytłumaczyła, ignorując Nicolasa, który patrząc na jej usta
parsknął i mignął do przyjaciela: „Słyszałeś? TYLKO się wkurzyła…” – Poza tym z
każdą minutą księżyca ubywa, więc luz – dodała, jakby to była jakaś
najoczywistsza rzecz pod słońcem. Worick starał się znaleźć jakieś logiczne
powiązanie tego faktu z tematem, na który rozmawiali, ale szybko zrezygnował.
Puścił Ivrel i zwrócił się w migowym do Nicolasa.
„Ja mam dosyć, idę do domu, a ty rób
co chcesz.”
skinął głową.
– To co, odświeżyć ci pamięć,
Szkarłatna? – Ivrel najwyraźniej poczuła się bardziej bezkarna i postanowiła
poszukać kolejnej zaczepki.
– Do mnie mówisz, zarazo? –
skrzywiła się Tris.
– A ktoś jeszcze tu nie pamięta, jak
spuściłam mu wpierdol?
– Mocne słowa jak na kogoś, kto
przegrał. – Tris wyszczerzyła zęby w drapieżnym uśmiechu. – Zapraszam –
dorzuciła, wyciągając sztylet.
Nie dane im jednak było zrealizować
planów.
– Do domu, ale już! – zagrzmiał
Theo, próbując zagonić siostrę do środka. – Żadnych walk Dogtagów na moim
podwórku!
Iv zachichotała, obserwując jak Tris
ucieka przed bratem, uskakując zawsze w tym momencie, w którym on myślał, że ją
złapie.
– Ał! – Przestała się śmiać, gdy
poczuła pstryknięcie w ucho. Spojrzała na Nicolasa ze złością.
„Idziemy, ale już.”
– Nie mówię w twoim języku,
człowieku… – Już odwracała się z powrotem, kombinując, jak wszcząć bójkę, kiedy
Brown postanowił przejść na dialekt międzynarodowy. Warcząc, złapał ją za kark i prowadził obok
siebie protestującą i pomstującą Zaćmioną całą drogę na Ósmą Aleję.
Co ten Marco ma z tymi kobietami? Biedny, a jeszcze z Krukiem pracuje;) Naprawdę mi go szkoda, a Ivrelka powinna czasami zamknąć buzię. Jest coś takiego jak instynkt samozachowawczy, chyba go zgubiła. Powinna się cieszyć i korzystać z możliwości, które daje praca u Monroe'a, choć to kawał sukinkota jest. Jak wiemy.
OdpowiedzUsuńTheo to musi mieć wesoło z Tris. Jemu też współczuję.
Pozdrawiam
Theo nie ma z Tris źle.
UsuńHejka.
OdpowiedzUsuńHmm... Marco zainteresował się majtkami Tris? No, no no ... coś tu się dzieje :)
Ach i pojawiła się Connie, która być może rozbudziła w Tris nutkę zazdrości? Będzie ciekawie. Ciekawi mnie również, co to za kobieta, czego będzie chciała ...
Jakoś mnie nie dziwiło, że Iv ciskała pojemnikami w doktorka ... nie wiem, ale nalezy mu się... brak zaufania do tej osoby i tyle :P
Czyżby Iv miała zdemaskować Adriano? Tak na to wychodziło ... Heh, ciekawie jest :) A Szkarłatna i Iv świetnie się kłócą miedzy sobą. Obie jak są blisko siebie to zawsze sie "poszarpią". Takie akcje to ja rozumiem. Aż chce się czytać dalej :)
No to Ivrel nieźle pojechała, że Marco nie mógł na nią spojrzeć, być może powiedziała nie to, co powinna... Jednak nerwy wzięły górą. Zauważyłam, że taka nerwówka panuje u nich. Ciągle jeden drugiego atakuje itp.
Haahah i te słowa Szkarłatnej "zarazo" do Iv :) no bezcenne.
Jak na razie trochę się pomieszało tym bohaterom i ciekawi mnie, co wydarzy się dalej.
Wilczy, mam nadzieję, że powrócisz i już nie będziesz miała problemów ze sprawami technicznymi :)
pozdrawiam.
No, jo, a ja się dziwię, co ten rozdział taki znajomy, jak ja sama robiłam akapity i sprawdzałam, czy je git :D No, fajnie, fajnie, boru jak ja lubię scenę z Marco. :D
OdpowiedzUsuń