Opowieść pełną garścią czerpie z uniwersum GANGSTY.

Ergastulum to miasto złoczyńców i płatnych morderstw, tanich prochów i jeszcze tańszych prostytutek. Przemoc, seks i narkotyki, wszystko, czego potrzeba do pełni szczęścia, jest na wyciągnięcie ręki. Zobacz, jak sobie tu radzi grupa Zmroków, ludzi o podejrzanej moralności i ponadprzeciętnej sile, za którą każdego dnia muszą płacić wysoką cenę.

środa, 19 lipca 2017

Chapter IV: #Butterfly



             Tris zaparzyła jeszcze raz kawę i rozsiadła się na podłodze, przy kartonach. Marco zajął miejsce przy biurku, wpatrując się w blondynkę. Chociaż minęło już dużo czasu, odkąd ich drogi się rozeszły, wciąż czuli się swobodnie w swoim towarzystwie. Spędzili razem zaledwie miesiąc, podczas gdy Szkarłatna upewniała się, że Marco wyzdrowieje. Pewnego razu po prostu odszedł.
             Jest już nad ranem. O tej porze nawet ona już śpi. Jak zawsze rozluźniona i ktoś obcy pomyślałby, że jest bezbronna, a do tego bezwstydna. Przekonałem się, że to nie jest prawda. Ale jest u siebie. Może robić, co chce i tak też postępuje. Jak każdej nocy, odkąd się przebudziłem, położyła się obok mnie. Nie mamy do dyspozycji dwóch łóżek, a spanie w fotelu pewnie jest męczące.
             Najciekawsze jest chyba to, że śpi bez stanika, w luźnym podkoszulku i majtkach, które nie zakrywają zbyt wiele, ale i tak stanowczo więcej, niż na początku. Chyba jest jej gorąco, bo leży odkryta, ręką podciągając materiał, żeby odkryć trochę brzucha.
            Pierwsze noce jeszcze była dość czujna, ale z czasem przyzwyczaiła się do mojego towarzystwa i teraz smacznie śpi koło mnie. Uśmiecham się pod nosem i biorę głęboki wdech. Mimo wszystko jestem młodym mężczyzną, a ona zaś piękną, młodą kobietą, która chyba nie bierze mnie zbyt poważnie, skoro śpi tak lekko ubrana. A może mnie prowokuje?
             To nie pierwszy raz jak mam ochotę ją pocałować, ale się powstrzymuję. Tym razem również. Po cichu wstaję, starając się jej nie obudzić. Czuję się głupio, że odchodzę tak bez pożegnania, ale uznałem, że tak będzie lepiej. Nie mam jak się odwdzięczyć, więc przynajmniej nie chcę jej dłużej obciążać. I tak powinien był zniknąć z jej życia już dawno, ale nie potrafiłem.
             Choćby dlatego, że żyła w takim chaosie. Niczego nie umiała znaleźć. Była silna i niezależna. Dobrze radziła sobie sama, ale jakoś nie mogłem… Poza tym widziałem, że cieszyło ją towarzystwo. Nie wiedziałem, ile czasu już spędziła sama. Całe dnie przesiadywała w mieszkaniu lub dla odmiany na całe dnie znikała. Nie wyglądało jednak na to, żeby miała jakiś przyjaciół. Kogokolwiek.
             Opiekując się mną, chyba czuła się potrzebna. Nie chcę jej tego odbierać. Nie chcę jej też zostawiać samej. Ale muszę. Obiecałem sobie za to, że jeśli dane będzie mi się spotkać z nią ponownie, odwdzięczę się za wszystko, co dla niego zrobiła.
             Ubieram się po cichu i zbieram swoje rzeczy. Spoglądam na nią ostatni raz i wzdycham. Podchodzę bliżej i całuję ją w czoło. Przychodzi mi do głowy, że zostawię przynajmniej wiadomość, żeby się nie martwiła. Zapisuję coś na kartce i wychodzę.  
            – Nad czym się tak zamyśliłaś? – głos Marco wyrwał ją z zamyślenia. Znowu. – Czyżbyś wspominała dawne czasy?
             – Skąd wiesz? – strapiła się.
             – Chyba wiem, o czym myślałaś.
             – Tak. Przyszło mi do głowy, jak wiele się zmieniło – stwierdziła Tris.
             – Nie znowu aż tak wiele. Jesteś taka sama, jak zapamiętałem.
             – To niedobrze – stwierdziła Tris i wreszcie zabrała się za wypakowywanie rzeczy.
            Postawiła ramkę na parapecie i uśmiechnęła się pod nosem. Adriano dłuższą chwilę wpatrywał się w grupkę na zdjęciu. Wyglądali na zżytych i bardzo szczęśliwych.
             – Kto to? – zapytał w końcu.
             – Pracowałam z nimi – odparła Tris. – Ren zatrudnił mnie jakoś rok po tym jak… Jak się poznaliśmy. Przyszłam tu, gdy nadszedł czas się rozstać.
             – Dlaczego stamtąd odeszłaś?
             – Spędziłam z nimi cztery lata. Dużo się wydarzyło – zamyślała się Tris i przygryzła wargę. Marco rozumiejąc, że wiążą się z tym jakieś przykre wspomnienia, nie drążył więcej tematu. – Jeden z naszych przyjaciół zginął i nic już nie było takie samo.
             – Przykro mi.
Put our heart on hold inside

Fade on

             – Mnie również – wyszeptała Tris i wyciągnęła z pudła również nieśmiertelnik. – Należał do niego. Powiedzieli, że powinnam to zatrzymać. Naprawdę nie wiem dlaczego – dodała, udając rozbawienie, a łańcuszek schowała do malutkiego pudełka z czerwoną wstążką, a pudełko natomiast do szuflady w komodzie.
             – Musieliście być zżyci – stwierdził Adriano.
             – Byliśmy przyjaciółmi. Cała nasza piątka. To Ren, nasz pracodawca i przyjaciel, znalazł dla mnie Theo. Wiedział, że mam brata i odszukał go. Chciał, żebym wróciła do rodzinnego miasta.
             – Nieśmiertelnik… – zaczął nieśmiało Marco. – Nie powinnaś sprawdzić, co na nim jest? Niektórzy nagrywają na nich wiadomości dla swoich bliskich. Może dlatego miałaś to zatrzymać.
             – Nie, nie sądzę, żeby była tam dla mnie jakaś wiadomość.
             – Nie zaszkodzi sprawdzić.
             – Nawet jeśli, nie chcę wiedzieć – oznajmiła Tris, marszcząc brwi i oddychając głęboko, by zachować spokój. – To wszystko… Nie chcę o tym zapominać, ale muszę pozwolić temu odejść. Gdybym znalazła tam jakaś wiadomość…
             – Rozumiem – powiedział pospiesznie Marco. – Rozumiem. Już dobrze.
             – Wypiłeś? Może zaparzę jeszcze kawy? – zmieniła temat Szkarłatna i wstała z podłogi.
             – Nie, nie. Będę się już zbierać – padło w odpowiedzi. – Musisz się jeszcze rozpakować, a powinnaś odpocząć. Wyglądasz na zmęczoną.
             – No dobrze… Do zobaczenia.
             – Do zobaczenia.
             Tris jeszcze chwilę wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął Adriano i powróciła do rozpakowywania rzeczy. Kilka razy spojrzała jeszcze w stronę szuflady, w której schowała nieśmiertelnik, ale nie znalazła odwagi, by pójść za radą Marco.
             Gdy skończyła, mieszkanie wreszcie nie wyglądało na opuszczone. Było jej nowym domem. Szkoda tylko, że mieszkała tam sama, ale chwilowo nie było na to rady. Wyszła więc na balkon. Stamtąd obserwowała śpieszących dokądś ludzi i westchnęła ciężko. Co prawda, gdyby Loki żył, nawet nie byłoby jej w Ergastulum, ale nie byłaby sama. W każdej chwili mogłaby wbić do jego pokoju z butelką wina lub dwoma kubkami gorącej czekolady. Tęskniła.

And all along, we got it wrong

             Rano obudził ją dzwonek do drzwi. Dziwne, bo nie spodziewała się gości. Może to ktoś od Monroe albo Theo wreszcie przestał się dąsać. Tudzież domyślił się, kto zajumał mu czajnik.  Miała na sobie tylko bieliznę, więc rozejrzała się po pokoju za czymś do ubrania. No tak… Pochowała rzeczy i nie do końca pamiętała, gdzie co jest. Dźwięk dzwonka rozbrzmiał ponownie i Tris skierowała się do drzwi, żeby otworzyć. Gdyby miała szlafrok, mogłaby go teraz zarzucić na ramiona. No nic, może przy okazji kiedyś sobie go kupi.
             Otworzyła drzwi i zamarła, widząc przed sobą Marco. Otaksował ją wzrokiem i odwrócił głowę na bok, uśmiechając się pod nosem. Spojrzała dół. No tak. Mógł niemal dokładnie zobaczyć jej biust. Speszona schowała się za drzwiami, wpuszczając go do środka. Pospiesznie zamknęła drzwi i ruszyła do pokoju się ubrać.
             – Co cię sprowadza? – zapytała, wciągając na tyłek szorty. – Rozgość się. Będziesz chciał kawy?
             – Ja właśnie w tej sprawie – powiedział Marco i odczekawszy chwilę, zajrzał do pokoju, wyciągając przed siebie torbę na prezenty. – Coś ci przyniosłem.
             – Och, a co to? – zdziwiła się Tris, wciągając przez głowę siwy top.
             – Na górze jesień, ale na dole nadal mamy środek lata – skwitował brunet.
             – Jakiś problem?
             – Nie – odparł. – Trzymaj.
             Tris zajrzała do torby i uśmiechnęła się. Był tam śliczny ręcznie malowany czajnik i… Kilogram cukru.
             – Marco – zaśmiała się Tris. – Dziękuję. To miłe z twojej strony.
             – Nie będziesz musiała już zabierać czajnika bratu.
             – Racja. Zostaniesz na kawie?
             – Nie, wpadłem to tylko doręczyć i muszę iść. Mam dziś dużo pracy.
             – No dobrze. Jeszcze raz dziękuję – powiedziała i dłuższą chwilę stali patrząc sobie prosto w oczy.

Oh we keep it hush hush hush

            Jej serce już dawno nie biło tak szybko, gdy zatapiała się w głębi oczu Marco. Przez myśl przeszło jej nawet, że z jego pomocą mogłaby wreszcie ruszyć do przodu, otrząsnąć się po śmierci Lokiego i uśmiechnęła się lekko. W końcu nie wytrzymała i speszona odwróciła głowę, by ukryć zażenowanie spowodowane głupimi myślami. Przez to nie mogła zobaczyć, że Marco zrobił to samo.
             – Pójdę już – powiedział. – Do zobaczenia.
             – Tak, do zobaczenia – odparła i jeszcze dłuższą chwilę wpatrywała się w jego plecy, aż w końcu zniknął.
             Szybko pobiegła na balkon, gdzie mogła zobaczyć jak Adriano wychodzi z budynku i wraca w stronę „Bastarda”. Westchnęła cicho, dłonie zaciskając na metalowej balustradzie. Nawet się nie obejrzał. Rozczarowana przygryzła wargę i skierowała się do kuchni po kawę. Z kubkiem w ręce zasiadła w wiklinowym fotelu, wyłożonym kocem i ułożyła się wygodnie, po raz pierwszy od długiego czasu rozkoszując się ciepłym, słonecznym dniem. W końcu zasnęła.

Have you had enough,

have you, have you had enough?


             Śniło jej się, że ucieka, a może raczej kogoś goni? Biegła. Goniła za kimś, rozpaczliwie próbując chwycić jego dłoń, ale nie mogła. Nie nadążała. Powoli traciła tą osobę z oczu, a to napawało ją przerażeniem. Otaczała ją ciemność, a teraz miała zostać w tej ciemności zupełnie sama.
             Tym razem nie obudziła z się z krzykiem, za to wciąż czuła na swoim policzku dotyk czyjejś ciepłej dłoni. Rozejrzała się na wszelki wypadek, ale nikogo nie było. Dziwne. Nie powinna mieć koszmarów. Nie brała Celebrera, nie w takich ilościach. Z drugiej strony koszmar mocno różnił się od tych, które miewała zazwyczaj. Może to dlatego, że wciąż był dzień i słońce wyjątkowo mocno grzało jak na tą porę roku?
             Już miała się podnieść, kiedy dostrzegła latającego przy poręczy brązowego motyla w czerwone plamy O tej porze nie powinno już żadnego być. Było za chłodno, a ten jednak latał i miał się dobrze. Co dziwne nie przestraszył się też, gdy podeszła bliżej. Zamiast tego osiadł na balustradzie i mogła przyjrzeć mu się z bliska. Wyciągnęła dłoń w stronę motyla, a on przefrunął i usiadł na jej dłoni.
             Nie rozumiała tego, ale uśmiechnęła się blado. Do jej oczu napłynęły łzy. Z jednej strony widok motyla sprawił, że zrobiło jej się lżej na sercu. Z drugiej strony poczuła silny smutek. Jakby ktoś po raz kolejny przypomniał jej, jak wiele straciła. Zawiał wiatr, muskając jej policzki i znowu miała wrażenie, że czuje czyjś dotyk. Delikatny i kojący.

1 komentarz:

  1. Przyszedł czas, żeby i tu nadrobić. Ten Marco to ma przeboje z kobietami, nic dziwnego, że Lintu tak lubi mu z tego powodu dokuczać :) W sumie to fajna jest ta relacja pomiędzy nim a Tris, taka nawet zdrowa. I jakże miło z jego strony, że kupił jej czajnik i cukier :D Końcówka nieco smutna, ale nabrałam ochoty, żeby napisać jakiś nowy fragment do Kruka. Pewnie będzie za mną teraz chodzić, a PW i AL są do napisania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Zmroki:

Łączna liczba wyświetleń